Jednym z moich głównych zajęć zawodowych, są konsultacje z innymi rodzicami dzieci w spektrum.
Przeprowadzam takich konsultacji wiele – od lat, każdego tygodnia.
W ostatnim czasie, bardzo trudnym – pandemicznym, stosuję patent, że po konsultacji daję sobie chwilę czasu na przemyślenia i samoobserwację. Po takiej konsultacji w mojej głowie buzuje,
w emocjach też. Mam mnóstwo przemyśleń i chyba nadszedł ten czas, że natłok myśli zaczął mi się układać w większą, spójną całość. Nadszedł czas, że pojawiła się u mnie silna potrzeba, aby te myśli wyartykułować.
BAJKA O WOZIE I PRZYCZEPIE.
W prywatnym życiu, niemal każdego dnia, zdarza mi się zrobić coś (albo czegoś nie zrobić), co zapełnia w mojej głowie przepastną skrzynię oznaczoną tytułem „najgorszy rodzić świata”.
W zawodowym życiu każdego dnia rozmawiam z rodzicami, którzy doświadczają sytuacji, które budują lub utrwalają w nich przekonanie, że są złymi rodzicami. Przekonanie, że wciąż popełniają błędy, nie robią wystarczająco dużo, robią źle, coś zaniedbują, mają za mało wiedzy, za mało doświadczenia. Bywam pytana o pomysły na rozwiązania, o patenty, sposoby. Najczęściej pierwszą odpowiedzią, która przychodzi mi do głowy jest: „nie wiem”… Nie umiem wskazać konkretnego sposobu działania. Umiem tylko podzielić się jakimś kawałkiem wiedzy o spektrum autyzmu,
o rozwoju człowieka. Umiem podzielić się swoją refleksją na temat tego, co słyszę i widzę z innej perspektywy. Mogę sięgnąć też do własnych doświadczeń zawodowych i rodzicielskich i czasami się nimi dzielę.
Jestem rodzicem, a jedno z moich dzieci rozwija się w spektrum autyzmu.
Podczas zawodowych spotkań z innymi rodzicami, często zauważam, że dzielę z nimi podobne doświadczenia. Tak, czasem „jedziemy na tym samym wózku”… W ostatnich miesiącach wspólny wózek dzielę nawet nie czasem, a często. Tym wózkiem, a raczej WOZEM, jest pandemiczna rzeczywistość. Przyczepą wozu jest grudzień. Często mam wrażenie, że jazda na wozie zamienia się w jego ciągnięcie. Niczym zwierz pociągowy. Mam w wyobraźni takiego zwierza i widzę, jak czasami idzie mu gładko, sunie po prostym. Czasami pokonuje muldy, wykroty, błocko. Ostatkiem sił ciągnie i ciągnie w nadziei, że za zakrętem znów będzie mógł iść po płaskim. Nogi mu się rozjeżdżają na boki, pot ścieka po całym ciele, a on próbuje uciągnąć. Zaciska zęby i próbuje mieć nadzieję, że będzie płasko i w miarę stabilnie dla nóg.
I co?
Za zakrętem nie jest płasko i stabilnie, tylko znów widać muldy, błocko i wykroty. I powalone pnie drzew. A w dodatku nie widać zbyt dużo, bo na horyzoncie znów kolejny zakręt. Zwierz ma coraz mniej sił i nawet, gdy trafi na płaskie i wygodne podłoże, to czuje tylko niewielką ulgę i nie zdąża zregenerować się przed kolejnymi przeszkodami i trudnościami. Zapomina, że może gładko sunąć po prostym…
Kiedy wyobrażam sobie to, co wyżej napisałam, moja wyobraźnia podsuwa mi kolejną myśl –
obraz zwierza, który grzęźnie, wywraca się i przez jakiś czas nie wstaje. Wóz z przyczepą rozsypują się, a fragmenty tej rozsypki przygniatają zwierza. Cała wizja jest w odcieniach szarości i brązów, w moim wyobrażeniu panuje mrok.
Wiecie co? Nie jest łatwo. Czasami wręcz bywa bardzo trudno. Czasami też bywa beznadziejnie źle. Czasem jest tak sobie albo nie wiadomo, jak jest. Padnięty zwierz, przywalony szczątkami wozu
i przyczepy nie wpisuje się w idealistyczny obraz rodzicielstwa i pachnących choinką świąt. Jest zbyt dołująco – nie pasuje do świątecznej magii dzwoneczków, elfów, zapachu pierników i skrzącego się białego puchu. Ale to jest realna część naszej rzeczywistości. Oczywiście możemy tej błotno-szarej części próbować nie zauważać. Możemy się starać ją ignorować, udawać, że jest zupełnie inaczej. Ale możemy też próbować zauważyć i „oswoić” to, co trudne.
Pandemiczny wóz jest ciężki i składa się z wielu kawałków.
To ogrom zmęczenia, czasami takiego na granicy z całkowitą utratą sił. To też strach i lęk z powodu pojawiających się nowych sytuacji
w kraju, w pracy, w domu. To również niepewność, a czasem nawet lęk, z powodu potężnej nieprzewidywalności. Pandemicznym wozem jest smutek, żal z powodu utraty tego, co dotąd było ważne, a może po prostu stanowiło dotychczas fragment zwyczajnej rzeczywistości.
W pandemicznym wozie jest też strach o zdrowie i życie. A może jest też rozpacz po utracie kogoś bliskiego…
W tym wozie jest też mnóstwo złości, gniewu i ogrom bezradności.
Grudniowa przyczepa to mieszanka radości, ekscytacji, napięcia związanego z oczekiwaniem
i zmianami w codziennej rutynie.
Dla niektórych wiąże się z presją i stresem z powodu spotkań
z ludźmi i rolami, które należałoby spełniać. Tu może być też strach i niepewność.
Grudniowa przyczepa bywa obciążeniem sama w sobie, zazwyczaj pojawiała się bez pandemicznego wozu. W tym roku jest szczególnie. Czasem nie wiadomo, co jest trudniejsze: czy dźwignięcie wozu, czy przyczepy?
Są takie chwile (czasami to całe dnie, a nawet tygodnie), że wszystko się zlewa, spiętrza, obciąża za bardzo i totalnie przytłacza. Może pojawić się depresja, stan lękowy, trudność z koncentracją, niemożność zapanowania nad własnymi reakcjami, trudności ze spaniem, poczucie chaosu. Może dotyczyć to WSZYSTKICH ludzi. Mnie dotyczy – część wozu i przyczepy bezpośrednio dotyka mnie, moich bliskich, znajomych, ludzi spotkanych w pracy.
Istotą bajki jest morał…
Jako autor chciałabym, żeby w bajce o wozie i przyczepie morał wnosił coś pozytywnego…Marzy mi się, by morał był uniwersalny i niósł coś korzystnego dla innych ludzi, a jednocześnie chciałabym, żeby był jakiś wyjątkowy, wzniosły i ambitny.
(Zdradzę, że ten etap bajki jest dla mnie ogromnie trudny, wymagający czasu i wytężonego myślenia. Szukam w umyśle słów, które uczyniłyby morał takim, jak mi się marzy).
Na nic to. Morał będzie prosty: CZŁOWIEKU, DBAJ O SIEBIE!**
** oto może się kryć pod tym zdanie: dawaj sobie czas; odpoczywaj; odejmuj sobie obowiązków; rzucaj sobie koła ratunkowe, gdy jest trudniej; bądź dla siebie łaskawy (- a), zauważ swoje potrzeby i spróbuj je spełniać. Warto pamiętać, że metaforyczny wóz i przyczepa jest realnym fragmentem rzeczywistości wielu, wielu ludzi wokół.
Aleksandra Oszczęda, pedagog specjalny, mama niestandardowych dzieci.